Co bym zrobiła, gdybym dowiedziała się, że mam nowotwór?
Trudno jest postawić się w takiej sytuacji – mi czy komukolwiek – jeśli jest to czymś nieznanym, czego nigdy się nie doświadczyło w swoim życiu i zapewne czego doświadczyć się nie chce. Mogę jedynie spekulować jak bym się zachowała, co nie odda rzeczywistego obrazu – bo przecież nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć.
Każdego z nas doświadczyła jakaś choroba – nasza lub bliskich. Dobrze pamiętam jak się czułam, gdy zachorowała moja mama. Traciłam grunt pod nogami. Nie był to wprawdzie nowotwór, który odbiera zdrowie, czy życie ludziom przez miesiące lub lata, lecz choroba, która postępuje w ciągu kilku godzin i dni. Nie pozostawia czasu na „przygotowanie się” i pożegnanie z bliskimi. Choroba najbliższej mi w życiu osoby stała się wtedy moją własną – każdy dzień zmagań, aby zatrzymać rozwój choroby był motywacją do walki i jednocześnie kolejnym ciosem, który zwalał z nóg. W głowie tysiące myśli – strach, lęk i ogromny żal. Zadawałam sobie pytanie „dlaczego dzieje się to w moim życiu? Dlaczego to musiało przytrafić się tak bliskiej mi osobie?”. W tamtych chwilach wszystko, co na co dzień wydawało się być ważne, nagle traciło znaczenie. Liczyła się tylko „ona” i każda z nią spędzona chwila, każdy uśmiech, wypowiedziane słowo. Te „szczegóły” miały wtedy najwyższą rangę.
W życiu ważne są tylko chwile spędzone z najbliższymi oraz poczucie, że ktoś bliski jest obok, czeka na Twój powrót, zapyta o to jak minął dzień, przytuli i porozmawia, gdy coś Cię będzie trapić – a gdy Ty będziesz się z czegoś cieszyć, to i bliska osoba będzie także radosna.
To, co wydarzyło się w moim życiu jest już przeszłością, lecz zawsze może powrócić nie pozostawiając szansy. Z perspektywy tego, czego doświadczyłam w chorobie mamy, nauczyłam się, że najważniejsza jest wola życia. Nigdy nie wolno się poddawać.